środa, 25 czerwca 2014

Rozdział #6

***PONIEDZIAŁEK***

Dziś poniedziałek. Dzień wycieczki na kemping. Jestem lekko poddenerwowana, ale mam nadzieję że będzie fajnie. Taktyka "przyjaźń z Horanem" idzie dosyć gładko. Co do Cody'iego, to... On dalej szuka prezentu dla tej "wyjątkowej dziewczyny".
-Mamoooo! Idę! - krzyknęłam stojąc obok drzwi wejściowych do domu, trzymając torbę z potrzebnymi rzeczami by "przetrwać" z bandą dzikich chłopaków w jednym, wielkim namiocie.
-Pa pa Jennifer. Trzymaj się. I pamiętaj, uważaj na kleszcze - przypomniała mi mama i ucałowała mnie w policzek.
-Dobrze, mamo. Pa pa - machnęłam ręką na dowidzenia i zniknęłam za drzwiami. Tęsknie za czasami, kiedy to dziewczyny były w grupie z dziewczynami, a chłopaki z chłopakami. Po kilku minutach byłam w szkole.
-Do szeregu!  - krzyknęła pani Blavelly. Stanęłam obok jakiegoś okularnika i Harry'ego. Pani odliczała, czy wszyscy uczniowie są.
-Wszyscy są! Do autokaru! - krzyknęła i ruszyliśmy z torbami za nią. Weszliśmy do autobusu i od razu zajęłam miejsce przy oknie. Obok położyłam torbę.
-Mogę? Nigdzie nie ma fajnych osób - zaśmiał się Louis.
-No pewnie - uśmiechnęłam się.
Dzięki Bogu Horan i Cody nie będą musieli siedzieć ze mną.
-O kurde! Tomlinson! - szturchnął Louisa Niall. Usiadł obok nas.
-Do jasnych kangórów! - obok Nialla usiadł Cody - nie ma miejsca!
Razem z Louisem wybuchneliśmy śmiechem.
-Dobrze wam tak - powiedział Lou.
-Hej dziewczyny! - zobaczyłam Lu i Tini.
-Hej - odpowiedziały, Lu ziewnęła i usiadły prawdopodobne na samym końcu.
-Tak... Nie było miejsca - przewróciłam oczami.  Po niedługim czasie wyjechaliśmy. Około 1.5 godzinnej jazdy i byliśmy na miejscu.
-Wstajemy lenie! Raz raz! - poganiała nas nauczycielka, gdy tylko się zatrzymaliśmy. Powoli wyszliśmy z autokaru i ustawiliśmy się w rządek.
-Zasady: gdy ogłaszamy ciszę nocną, nie nacie prawa odwiedzać się, w tym roku pozwoliłam sobie na zmieszanie chłopców z dziewczętami, więc oczekuję od was wzorowego zachowania. Jednym słowem... - mówiła pani Blavelly
-Zero sexu! - krzyknął Harry
-Tak - westchnęła pani.  Skąd my mamy takich głupków w szkole? Nie mam zielobego pojęcia - podzielcie się na grupy, takie jakie wcześniej ustaliliśmy, i rozstawcie namioty. Raz, dwa! Raz, dwa!
Ruszyłam w stronę mojej chłopięcej grupy.
-No to będzie się działo - odparł Zayn ze swoim cwaniackim uśmieszkiem. Wymierzyłam mu kuksańca w ramie.
-Chcę wam uświadomić, że jeśli któryś z was przekroczy mury mojej prywatnej świątyni, gorzko tego pożałuje. Zrozumiano? - powiedziałam i sięgnęłam po torbę z namiotem - proszę. Do roboty chłopcy - rzuciłam torbę do Nialla. Wyciąneli namiot i zaczeli czytać instrukcję. Sześciu chłopaków, przez pół godziny nie mogło poradzić sobie z rozstawieniem namiotu.
-Dajcie to! - wyrwałam im nasz 'dom" i zaczęłam go rozstawiać. Po 5 minutach namiot stał gotowy do uzytku.
-Nieźle, Jen! - pochwalił mnie Cody.
Weszłam jako pierwsza do namiotu i zajęłam miejsce w kącie. Rozłożyłam swoje rzeczy i wyszłam na świerze powietrze. Podeszłam do stanowiska Lu i Tini, które razem z Maccenzie, przeglądały nowy numer Avanteen.
-Jak tam? - zapytała mnie Tini
-Masakra. Oni nie potrawią nawet namiotu rozłożyć - westchnęłam. Lucy prychnęła.
-Nie martw się, mała - powiedziała nie odrywając wzroku od pisma. Zaraz, zaraz... Czy Lu ma różowe włosy?
-Co ty masz z włosami?! - zapytałam podchodząc do niej i dotykając jej różowe ômbre.
-Fajne, nie? - uśmiechnęła się.
-Tia... Super - odpowiedziałam bez entuzjazmu. Czym tu się podniecać? - Okey... To ja idę do chłopaków bo oni tam beze mnie zginął... - zaśmiałam się i poszłam do naszego namiotu. Weszłam do środka, a tam uderzyła w moje nozdrza woń wody kolońskiej.
-Louis! Coś ty zrobił! - krzyczał Niall
-Um... Sory - spojrzał chłopak na ziemię, gdzie leżała buteleczka po wodzie kolońskiej, a obok niej mała kałuża.
-Co tu się stało?! - warknęłam
-Ten debil wylał moje perfumy! - krzyknął Niall - oddwaj kase! - i skoczył na Louisa. Zaczeli się okładać.
-Przestańcie! - chciałam ich rozdzielić - PRZESTAŃCIE, BO JAL SIĘ NIE USPOKOICIE, TO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE! - krzyknęłam na co zareagowali. Louis miał siniec pod okiem, a Niallowi leciała krew z nosa - czy wyście zdurnieli?
Sięgnęłam po butelkę z wodą, wyciągnęłam mój idiotyczny t-shirt z napisem: BE HAPPY i rozerwałam kawałek. Zmoczyłam go i przyłożyłam Niallowi do głowy.
-Louis, tam jest rzeczka. Weźcie butelkę wody, wylejcie ją i wlejcie tą z rzeczki. Potem przyłóżcie ją temu kretynowi pod oko - poradziłam. Wszyscy łącznie z Lousiem poszli nad rzeczkę. Zostałam sama z Niallem.
-Co ty odwalasz, Horan? - warknęłam. Chłopak złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie tak, że wylądawałam na jego twardym torsie. Wytarł ręką krew, która kapała mu pod nosem, co wyglądało trochę komicznie.
-Uważaj - zachichotałam. Co? Co ja zrobiłam?
-Dla ciebie, wszystko - odparł, i przysunął moją głowę bliżej do jego. Zamknął oczy i musnął moje wargi. Zrobiłam to samo. Chłopak odebrał ten gest jako zachęta do kontynuacji, i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Moim pierwszym pocałunku. Zaraz, chwilkę... Mój pierwszy pocałunek?! Nie tak miał wyglądać! Powinien to być ktoś, komu na mnie zależy. A może Niallowi zależało na mnie?...



Nowy rozdział jest! Przepraszam za taki odstęp czasu. To z powodu braku weny i braku czasu. Mam nadzieję, że wam się spodobał ten rozdział. Życzę Wam miłych wakacji, i udanego wypiczynku!
Pozdrawiam
Juuula <3

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział #5

Ruszyliśmy w stronę sali gimnastycznej.
-Też nie mam stroju - powiedział blondyn. Lekko się do niego uśmiechnęłam i weszliśmy na salę gimnastyczną.
-Proszę pani, zgłaszam nieprzygotowanie do lekcji. Nie mam stroju - powiedziałam do pani Nicolson.
-Nie szkodzi! Dzisiaj mam dobry humor więc nie postawię ci minusa do dziennika - uśmiechnęła się do mnie wf - istka. Pierwszy raz widziałam ją w tak dobrym nastroju.
-Nie muszę jej mówić - zaśmiał się cicho Niall gdy wychodziliśmy z sali.
Poszliśmy na patio z tyłu szkoły. Usiedliśny na ławeczce.
-Wiem, po co to robisz - zaczął blondyn po chwili ciszy
-Um... Jaśniej? - podniosłam jedną brew
-Wiem, po co dałaś mi tą szansę - popatrzył na mnie
-Hej ludzie! - usłyszałam głos Cody'iego, który usiadł obok nas na ławce. Dzięki mu. Uratował mnie - nie przeszkadzam? - zapytał
-W sumie to miałem o czymś... - zaczął Niall
-W sumie to nie przeszkadzasz - popatrzyłam się na Horana, jakby to było oczywiste.
-No to fajnie. Słuchaj Horan, nie chcę nic mówić, ale chcę pogadać z Jen na osobności - zwrócił się chłopak do Nialla
-Okej. Powodzenia - machnął ręką Niall i odszedł.
-Słucham - powiedziałam z nutą obojętności w głosie
-Um... Robię niespodziankę dla pewnej wyjątkowej dziewczyny i chciałem się spytać, czy pomogłabyś mi w dobraniu prezentu itp. No bo w sumie... Ty jesteś dziewczyną - uśmiechnął się do mnie.
Byłam na niego zła. Zła za to, że prosi mnie o takie rzeczy. Ale z drugiej strony, ta złość mijała, kiedy on tylko się uśkiechnął, powiedział coś do mnie tym swoim australijskim akcentem. Wspominałam że on jest z Australii?
-No to jak? - zapytał gdy zobaczył że o czymś rozmyślam.
-Nie wiem czy powinieneś mnie prosić o takie rzeczy  - odpowiedziałam
-No proszę.
-Nie.
-Jeeeen.
-Nie.
-Błagam cię Jennifer!
-No... Dobra! Niech ci będzie - westchnęłam.
-Super! Przyjdziesz do mnie po lekcjach?
-Okej...
-Jesteś wspaniała! - krzyknął.
Co mi tam. Przynajmniej dowiem się czegoś o tej "wyjątkowej dziewczynie".
-Dobra idę. Do zobaczenia - wstałam i poszłam tam, gdzie wcześniej poszedł Niall.
Minęło dopiero 15 minut lekcji. Poszłam do szatni, do swojej szatni. Przejrzałam się w lusterku i zobaczyłam że mój makijaż wygląda okropnie. Sięgnęłam po kosmetyczkę i zaczęłam poprawiać mój lekki, mało istotny makijaż. Moja mama mówi że jestem piękna bez makijażu. Może to prawda, ale przecież nie jestem tapeciarą. Przez te 20 minut które mi pozostały, przyglądałam się jak Lucy i Tini grają w piłkę ręczną. Na przerwie złapałam dziewczyny i opowiedziałam im, o co poprosił mnie Cody.
-Nie no! Co za tupet! - powiedziała obużona Lucy po tym, jak opowiedziałam dziewczynom o mojej sytuacji.
-Nie martw się mała. Pokaż, że ci nie zależy - poklepała mnie po ramieniu Martina.
-Łatwo ci mówić - westchnęłam. Ale Tini miała rację. Nie mogę pokazać że mi zależy.
***PO LEKCJACH***
-No to co...? Idziemy? - zapytał mnie Cody kiedy wychodziłam ze szkoły
-Tak - odpowiedziałam zakładając okulary przeciw słoneczne.
Ruszyliśmy w stronę domu Cody'iego. Gdy tam dotarliśmy, zobaczyłam że jego dom z zewnątrz zbyt wiele nie różni się od mojego.
-Zapraszam - otworzył drzwi Cody.
Gdy weszłam do holu, od razu poczułam zapach spaghetti.
-Wejdź dalej - powiedział Cody. Weszliśmy do kuchni. Tam stała rozpromirniona kobieta - cześć mamo! - zawołał Cody i dał jej buziaka w policzek - spaggetti?
-Cześć kochanie. Tak, spaghetti - odpowiedziała z uśmiechem kobieta
-Mamo, to jest Jennifer. Jennifer, to jest moja mama - Elizabeth.
-Dzień dobry - przywitałam gospodynię domu
-Witaj Jennifer. Ojj jak chciałam cię poznać! Cody tyle o tobie opowiadał!
-Mamo... - zaczerwienił się chłopak
-Zapewne mówił o swojej dziewczynie - Gigi - uśmiechnęłam się
-Um... Jen musimy iść - powiedział zakłopotany
-Gigi? Haha - zaśmiała się kobieta - Gigi to jego kuzynka!
-Kuzynka? - patrzę z wielkim ździwieniem na Cody'iego - mówiłeś, że to twoja dziewczyna!
-Musiałaś się przesłyszeć. Chodźmy bo nie mamy zbyt wiele czasu - pociągnął mnie za rękę po kręconych schodach na górę.
-Powiesz mi, o co chodzi? - warknęłam
-Dowiesz się w swoim czasie - odpowiedział  staneliśmy przed drzwiami. Cody otworzył je, i weszłam do środka. Wystruj pokoju bardzo do niego pasował.
Jedna ściana była wytapetowana w palmy na niebieskim tle, druga była w fale. Dwie pozostałe miały niebieski kolor. Podwójne łóżko stało na środku pokoju. Przed nim stała szafka na kształt desek surfingowych. W pokoju panował półmrok. Na czwartej ścianie wisiała deska surfingowa. Obok niej na półkach widniały różne puchary, medale i dyplomy. Podeszłam do deski i przejechałam po niej palcami.
-Moja pierwsza deska - powiedział Cody.
-Musisz tęsknić za swoim krajem - odwróciłam się od niego.
-Tak trochę.
-Zawsze chciałam się nauczyć surfować.
-Mogę cię kiedyś nauczyć - posłał mi swój uśmiech - pokażę ci piosenkę którą napisałem dla tej dziewczyny. Powiesz mi, czy ci się podoba, okej?
-Dobra - usiadłam obok niego na łóżku. Cody złapał swoją gitarę i zaczął śpiewać i grać:
And I said - Hey there! Pretty blue eyes, what you're doing later tonight? Would you mind if I'd spend time with you?
And I said - Hey there! Pretty blue eyes, what you're doing later tonight? Would you mind if I'd spend time with you? *
////////////////////////////////////////////
I powiedziałem - Hej tam! Ładne niebieski oczy, co robicie puźniej dzisiaj? Nie przeszkodziłoby gdybym spędził z wami czas?
////////////////////////////////////////////

-I jak? - zapytał
-WoW... To było... WoW - zamurowało mnie. Co jak co, ale głos to on ma świetny.
-Czyli podoba ci się?
-I to jak!
Zaraz, zaraz... Ta piosenka jest o NIEBIESKICH oczach... Ja mam NIEBIESKIE oczy... Ale to przecież nic nieznaczy.
-Cieszę się. A teraz powiedz mi, jaki jest według ciebie dobry prezent dla dziewczyny? Co ty byś chciała dostać?
-Ja...? Chciałabym dostać nowe buty do tańca towarzyskiego albo... mikrofon ze statywem.
-Tańczysz?
-Ćwiczę.
-Śpiewasz?
-Tak... jakby...
-Zaśpiewaj ze mną.
Zaczął grać tą piosenkę Pretty Blue Eyes.
Po chwili znałam już tekst. Już wiedziałam jak to jest na tych filmach, gdzie bohaterowie, choć oboje dobrze nieznają piosenki, śpiewają ją bardzo dobrze z pamięci. To jakieś silne, magiczne uczucie nimi kieruje...


Hello hello moje drogie! Rodział po miesiącu ale wiecie jak to bywa w takim momencie... NAUKA NAUKA NAUKA! Muszę mieć średnią 5.0 więc tak wychodzi... Mam nadzieję, że rodział się podoba!
Pozdrawiam
Juuula <3

wtorek, 6 maja 2014

Rodział #4

Kolejny dzień spędzony beznadziejnie. Chociaż mogłam się pouczyć do egzaminu z języka angielskiego. Mama zapomniała odwołać moje poniedziałkowe korepetycje z języka polskiego, więc moja nauczycielka o 18.00 stanęła w moich progach. Lubię się uczyć polskiego, ale dzisiaj nie mam na to nerwów.
-Witaj Jennifer! Gotowa na lekcje? - zapytała pani Felix
-Przepraszam, ale dzisiaj nici z polaka. Jestem chora a mama zapomniała odwołać lekcje - odpowiadam ziewając
-Nie ma sprawy Jennifer. To do widzenia - powiedziała z uśmiechem i gdzieś poszła.
-W sumie to jest mi lepiej - mówię i zamykam drzwi.
Postanawiam się przejść.
Nie wiem dlaczego, ale idę w stronę szkoły.
-Zaraz, zaraz... Przecież wiem gdzie mieszka Cody. Może pujdę tam, i może jakimś cudem go zobaczę? - myślę i tak robię
-Jeju to on - szepczę do siebie gdy go widzę. Przyśpieszam kroku.
-Jennifer! - krzyczy w moją stronę i podchodzi do mnie. Był z jakąś dziewczyną.
-Hej Cody - odpowiadam
-Słyszałem że jesteś chora? - powiedział
-Tak. Znaczy nie. Znaczy byłam - idiotka ze mnie.
-Ojj, sory. Nie przedstawiłem was. Jennifer, to jest moja dziewczyna - Gigi. Gigi, to jest Jennifer - mówi
A więc to jest jego dziewczyna.
Zrobiło mi się przykro.
-Em... Miło mi cie poznać. Przepraszam muszę iść - mówię i odchodzę.
Przykro mi strasznie. Myślałam że on nie ma dziewczyny.
Idę przez szerokie, puste ulice i płaczę. W sumie to nie płaczę. Sama nie wiem.
-Kogo moje oczy widzą Jennifer! - słyszę czyjś głos za moimi plecami
-Jeszcze tego brakowało - warczę i wycieram oczy
-Nie ładnie tak spławiać ludzi. Nie wiesz? - pyta
-Horan odwal się - popycham go
-Jennifer błagam cię. Daj mi szansę.
-Jaką szansę? Nie rozumiesz, że cię nie lubię? Nie chcę z tobą gadać - rzucam i znikam za rogiem cukierni.
Przez pewnien czas analizowałam słowa Nialla. A może powinnam dać mu szansę? Chyba zbyt ostro go traktuję...
Mój nowy cel: do wycieczki stanowczo poprawić relacje z Niallem. Narazie, nie wiem jak, ale muszę udawać, że nie rusza mnie to, że Cody ma dziewczynę.
Snuję się po chodniku. Co pewnien czas ktoś obok mnie przechodzi, lub przejeżdża rowerem.
Jakoś nie daleko mam do domu więc przyśpieszam kroku.
Po kilku minutach jestem.
-Życie - wzdycham zamykając drzwi.
Zrobiło mi się troszkę zimno, więc postanawiam założyć jakiś cieplejszy zestaw.
Kolejny dzień minął...
***NASTĘPNEGO DNIA***
***SZKOŁA***
-Hej Jen! - wita mnie Cody
-Hej - rzucam od niechcenia
-Co jest? - pyta
-Nic - odpowiadam.
-Idźcie się przebrać! Nikt nie będzie na was czekać! - krzyczy na nas pani Nicolson - WF to podstawa! - dodaje
-Super - szepczę do siebie i idę do szafki po strój na wf. Nagle czuję jak ktoś na mnie wylewa coś mokrego.
-Uważajcie! Głupie dzieci - klnę pod nosem i patrzę jakich "obrażeń" dostały moje ubrania.
-Jeju! Super! Nie mam jeszcze stroju! - krzyczę i przeglądać szafkę.
Znalazłam tank top w ananasy, i czarne strzępione szorty.
-Ładnie będziesz wyglądać - usłyszałam głos za moimi plecami
-Ogar... Znaczy dzięki - odpowiedziałam do Nialla z wymuszpnym uśmiechem.
Nie mogę zapomnieć o celu.
-WoW! Jaka zmiana! Nie ważne. Ważne czy idzisz ze mną na bal?
-Em.... Przepraszam Niall, że tak wcześniej zareagowałam ale... Jakoś nie przekonywało mnie twoje zachowanie - mówię
-A co sprawiło, że twoja opinia się zmieniła?
-Nic. Znaczy coś. Znaczy... Nie wiem - żałośnie mówię
-Fajnie - uśmiecha się do mbie blondyn. Ale to nie jest jego typowy, ironiczny uśmiech, tylko taki szczery i ciepły - idziemy?
-Tak - pierwszy raz odwzajemniam uśmiech do niego.
Horan nie jest głupi. Pewnie zaraz zrozumie, o co mi chodzi. No ale cóż..... Jak to mówią? Łap chwilę?...

_________________________________________

Heja! Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętacie, ale to ja! Wróciłam! Z rodziałem jak widzicie :3
Pewna mądra osoba powiedziała
"Trzeba walczyć o swoich czytelników".
Ja też tak zrobię, i troszkę skopiuję po tej wspaniałej autorce (przepraszam Ciebie za to).
Jeśli pod tym rozdziałem, nie pojawi się co najmniej 4 komentarze, nie dodam następnego rozdziału!
Pozdrawiam
Juuula <3

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział #3

Lekcja się skończyła, więc wszyscy, przepraszam, prawie wszyscy, wybiegli jak poparzeni z klasy.
-Nienormalni - zaśmiał się Cody
-Coś w tym jest - odpowiedziałam.
Zauważyłam jak Niall przeciska się przez pełen od ludzi korytarz, a ja nie miałam zamiaru nawiązywać z nim jakiego kolwiek kontaktu. Serio. Zero. Nawet wzrokowego. Co ja gadam, szczególnie wzrokowego.
-Wiesz, Cody. Ja muszę iść. Miło było cię poznać - powiedziałam i pobiegłam do szatni.
Szybko, szybko, szybko!!! No. Kod wkręcony. Kurtka jest. No to idę.
-Hej Jen! - mówi Lucy jak wychodzę ze szkoły
-Hej Lu. A co ty tu robisz? - pytam zaskoczona
-Wiedziałam, że idziesz na historię, a chciałam iść do kina i... Tini nie mogła. Więc przyszłam do ciebie - odpowiada
-Lucy, przepraszam. Muszę lecieć. Potem ci wszystko opowiem. Albo i nie. Nie wiem. Pa - powiedziałam i szybko ruszyłam w stronę mojego domu.
Po drodze rozmyślałam o tym, czy Cody mnie zaprosi na bal.
-Jennifer - nie spostrzegłam się kiedy byłam w domu.
-Cześć mamo - rzucam i chcę iść na góre, do swojego pokoju.
-Nie tak prędko, młoda damo - podeszła do mnie mama. Przestraszyłam się, bo myślałam, że mam kłopoty - widziałam jak pijesz zimnego sprite'a - odetchnęłam z ulgą
-Mamo. Jak mnie przestraszyłaś. Myślałam, że mam kłopoty - odpowiadam
-Bo masz. Jak mi się teraz rozchorujesz - pogroziła mi palcem
-Dobrze, dobrze - westchnęłam, i pobiegłam do swojego pokoju.
Mama miała rację. Gardło mnie zaczyna boleć. No nic. Jakoś przeżyję. Co ja to miałam... Ach tak!
Mój cel : CODY.
-Jennifer!!! Ktoś do ciebie!!! - krzyknęła moja mama z dołu.
Szybko zbiegłam po shodach a tam...
-Hej Jen! - zobaczyłam Nialla w drzwiach
-Co ty tu robisz?
-Pytam się: czy chcesz iść ze mną na bal.
-Nie. Weź się odczep. Mam ciebie po kokardkę! - krzyknęłam i zatrzasnęłam drzwi
-Wszystko w porządku? - zapytała mama
-Tak. Jakaś pomyłka - palnęłam i wróciłam do pokoju.
***DWA DNI POTEM***
-Poniedziałek - mruczę, gdy tylko wyłączam budzik.
Przeciągam się, i siadam na łóżku.
-Dzień dobry Jennifer. Przepraszam, ale szukam moich ciapów. Nie widziałaś ich....  - przerywa moja mama, i patrzy się na mnie - dziecko! Ty jesteś cała rozpalona! - podchodzi do mnie, i przykłada rękę do czoła - nie idziesz do szkoły! - decyduje
-Ale mamo!
-Nie ma żadnych ale! Mówiłam ci w piątek! Kładź się pod koc. Ja muszę iść do pracy. Zadzwoń, jeśli będziesz się gorzej czuła - mówi, całuje mnie w policzek, i wychodzi z pokoju
-No pewnie - burczę.
Cały dzień spędziłam na oglądaniu filmików na youtubie. Nuuudy.
No i wtedy....
-Halo? - odebrałam telefon
-Cześć Jen! Wiesz co? Jak dzisiaj ciebie w szkole nie było, to pani Blavelly postanowiła, że nasza klasa i klasa Rossa, pojedzie na kemping do lasu, oddalonego o jakieś 100 kilometrów z tąd. Nie ważne. I było losowanie, kto z kim śpi w namiocie i....  - zaczęła Lucy
-I.....
-No i ty jesteś w grupie chłopców
-Co? Kto jest w tej grupie?
-Ross, Zayn, Tomlinson, Harry, Cody...
-CODY!
-Tak, Cody. Ale jeszcze ktoś...
-No mów - zaniepokoiłam się
-N... Niall  - westchnęła
-Co?! To niemożliwe!!! Dlaczego jaaa! - zaczęłam histeryzować
-Jedziemy w przyszły poniedziałek. Na tydzień. To będzie w lesie, nad jakimś jeziorem. Dobra ja kończę. Pa pa. Buziaczki - powiedziała Lu i się rozłączyła.
Idę o zakład, że Lu jest w grupie z Tini i taką lafiryndą z klasy Rossa, Mackenzie. Na sto procent mogli dobrać grupy, ale mnie nie było i wypadło tak, jak wypadło.
-Jeju. Dlaczego zawsze z nim! - krzyknęłam i walnęła ręką o łóżko.
Ojj, rozliczę się z dziewczynami. One pewnie mnie tam wcisnęły specjalnie.
No trudno. Jakoś przeżyję.
_________________________________________

Hej! Tak wiem... Rozdział miał ukazać się już w środę, ale tak mi jakoś wypadło. Przepraszam za opuźnienie. Jutro (poniedziałek) też będzie nowy.
Mam nadzieję, że się rozdział podoba. Osobiście nie jestem z niego zadowolona.
Dziękuję za wsparcie!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Pozdrawiam
Juuula <3

wtorek, 22 kwietnia 2014

Tak tylko mówię...

Tak tylko mówię, że przed wakacjami powinniśmy dobić 15 rozdziałów. Każdy nowy rozdział będzie się ukazywał co 5 dni. A więc w piątek już nowy rozdział! Mam go już gotowego, ale musicie poczekać
:-*
Pozdro
Juuula <3

Rozdział #2

Dzień w szkole minął zwyczajnie. No, z wyjątkiem tego, że wszyscy mówili o studniówce, która ma być za dwa miesiące. Nie rozumiem, czym tu się tak ekscytować.
Gdy kończy się ostatnia lekcja, wszyscy wybiegają z klasy z impetem.
-W końcu dzisiaj piątek - mówię i zbieram książki.
Żegnam się z dziewczynami, bo one idą już do domu, a ja zostaję na dodatkowej historii. Mam obiadową przerwę, więc wychodzę ze szkoły i idę do sklepiku oddalonego o jakieś 200 metrów od niej. Kupuję muffinka czekoladowego, i Sprite'a z lodówki. Dni są bardzo ciepłe. Mogę pozwolić sobię na odrobinę czegoś chłodzącego.
Płacę i wychodzę ze sklepu.
Po drodzę spotykam Nialla.
-Hej Jen - mówi podchodząc do mnie
-Nie mów do mnie Jen - warczę
-Hej Jennifer - rozkłada ręce - lepiej?
-Tak - odpowiadam i przyśpieszam kroku
-Przemyślałaś to? - pyta podbiegając do mnie
-Ale co? - udaję że nie wiem o co chodzi
-Czy przemyślałaś moją propozycję.
-Ach tak! Propozycja.... Tak, przemyślałam - odpowiadam z cynizmem w głosie
-Przemyślałaś, i idziesz ze mną - klaszcze w dłonie blondyn
-Nieeee.... Raczej przemyślałam to, z kim POWINNAM iść - podkreślam
-Tak? I niby ktoś Ciebie zaprosił?
-A i owszem. Nie twoja sprawa, więc spływaj - mówię i nagle stoję przed wejściem do szkoły
-Pani przodem - mówi Niall i otwiera dla mnie drzwi
-Ogarnij się, Horan - rzucam i wchodzę do holu.
Szybko idę na piętro i podchodzę pod klasę, w której ma być lekcja.
Wyciągam z torby muffinka i książkę, po czym snuję się to tu, to tam, powtarzając rzymskich cesarzy. Nagle czuję że ktoś na mnie wpada. Z ręki wypada mi książka. Muffinka na szczęście zjadłam. Sama gwałtownie upadam na podłogę. Kucam i dotykam książki by ją podnieść. Wtedy czuję czyjąś dłoń. Podnoszę wzrok i patrzę w dwa piękne, niebieskie brylanciki. Po chwili ogarniam się, i widzę że to Cody.
-Przepraszam - mówi i pomaga mi wstać
-Nic się nie stało. Ała - odpowiadam
-Boli Ciebie coś? - pyta
-Nie. Tylko noga. Ale to zaraz przejdzie.
-Na pewno? Może pójdziemy do pielęgniarki albo...
-Nie trzeba - lekko się uśmiecham
-Cody jestem. Cody Simpson.
-Wiem. Jestem Jennifer.
-Śliczne imię - mówi, a ja się lekko czerwienię
-Dziękuję... To... Idziesz na dodatkową historię? - pytam po chwili
-A ty idziesz?
-Tak.
-W takim razie, ja też - posyła mi swój przepiękny uśmiech.
Nauczyciel woła nas do klasy. Prawdopodobnie dzwonek już dzwonił, ale tego nie słyszałam.
Siadam w jednej z tylnich ławek.
-Mogę? - pyta Cody
-Tak - odpowiadam
-A więc. Poproszę pana Horana do odpowiedzi - mówi nauczycielka historii, pani Blavelly.
-Ciekawe jaką rzymską katastrofę będziemy tu mieli - szepczę do Cody'iego i cicho się śmiejemy.
Super. Kiepski żart zaliczony. Dlaczego się tak denerwuję?
-Proszę, powiedz mi Niall, jak to było z tymi cesarzami - mówi pani Blavelly
-Em... No... Byli i już wygineli - odpowiada.
Tą cechę z Niall'em mamy wspólną. Na ogół zabawni, ale jak się stresujemy to gadamy głópoty.
-Bardzo zabawne - mówi nauczycielka - wracaj do ławki Horan. Dostajesz nieprzygotowanie. Zaraz, zaraz... To już twoje piąte nieprzygotowanie. Niestety, dostajesz jedynkę - dodaje
-Trudno - prycha nieporuszony i wraca do ławki.
Ocen to nie miał dobrych.
-Panno Lawrence, niech pani zastąpi kolegę - mówi nauczycielka i patrzy na Niallera. Wstaję i zaczynam referat.
-Jak wszyscy wiemy, przed pierwszym cesarzem rzymskim było sześciu króli. Jednak ostatni tak źle rządził krajem, więc lud go wygnał...- zaczynam i około 20 minutach kończę.
-Wspaniale! Sześć bez zarzutów - chwali mnie pani Blavelly
-Dziękuję - mówię i zajmuję miejsce.
Oceny mam dobre. Jednak w niczym nie czuję się tak dobrze, jak w historii starorzytności. Ale to nie znaczy że się chwalę. O nie! Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie...
________________________________________

Rozdział drugi za nami! Jakieś sugestie? Piszcie!
Pozdro :-*
Juuula <3

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział #1

-Dzień dobry - mówię gdy wchodzę do budynku zwanego ''szkoła''.
-Dzień dobry - burczy dozorca zapatrzony w gazetę.
Wchodzę do szatni, która przyprawia mnie o dreszcze. Nie to że jestem jakaś kapryśna ale chyba od czasu do czasu wypada pozamiatać. Podchodzę do swojej szafki i wykręcam kod. Słyszę lekkie trzaśnięcie i szafka się otwiera. Ściągam letnią kurtkę i zawieszam na wieszak, który jest przymocowany do ścianki drzwi. Wyciągam potrzebne na dzisiejsze lekcje książki.
-No hej piękna - podchodzi do mnie Niall z tą swoją ''ekipą''
-Odczep się - warczę i zatrzaskuję szafkę po czym odchodzę
-Hej, hej, hej! Nie tak szybko panienko - podbiega do mnie
-Czego ty chcesz Horan? - pytam a maksa wkurzona
-Ty - ja - razem na studniówce - mówi z delikatnym usmiechem
-Ja - Tobie - zaraz przywalę - krzyczę na niego
-No, no, no! Spokojnie! Złość piękności szkodzi - śmieje się
-Daj mi spokój Niall. Nie widzisz, że mnie denerwujesz? Dasz sobie siana, czy nie? - nie wytrzyuje i wybucham
-Hej Jen! - słyszę głos Martiny
-Hej Tini. Idziemy? - mówię i cynicznie się uśmiecham w stronę blondyna.
-Tak - odpowiada i odchodzimy a ja w końcu oddycham z ulgą - coś się stało? - pyta po chwili
-Nie. Wiesz. Niall to Niall - odpowiadam
-Czego od Ciebie chciał? - pyta Tini
-Pytał się, czy pójdę z nim na studniówkę - mówię - ale się nie zgodziłam - prostuję od razu
-J-j-jak to? Czy ty zdajesz sobie sprawę, że Niall nie wszystkie dziewczyny zaprasza? Ostania dziewczyna, którą zaprosił na bal, została jego dziewczyną!
-I co, ty myślisz że moim marzeniem jest iść z Horanem na bal?
-Nie to nie. Ale wiedz, że dużo tracisz - mruczy
Wtedy słyszymy dzwonek.
-Cześć kochane - podchodzi do nas Lucy
-Hej - odpowiadam nadal wkurzona
-A wiesz co? Niall zaprosił Jen na studniówkę, a ona się nie zgodziła! - mówi od razu Martina
-Zaraz, zaraz... Niall? Horan? Niall Horan? - pyta dziewczyna
-Tak. Ale dziewczyny, temat skończony. Poza tym, zastanawiam się, czy Cody zaprosi mnie na bal...- wzdycham
-Dobra, dobra... - burczy Tini
-Cody Simpson? On Ci obniży popularność. A przy okazji nam... - odpowiada Lucy
-Nie bądź śmieszna. On jest super słodki. Myślicie że mu się podobam? - pytam.
Dziewczyny nie zdążyły mi odpowiedzieć, ponieważ do klasy zaprosił nas nauczyciel.
Patrzę gdzie siada Cody. Chciałam usiąść ławkę za nim. Z uśmiechem zajmuję miejsce, i puszczam oczko do dziewczyn. Wyciągam książki i nagle obok mnie usiada Niall.
-Czego chcesz? - warczę
-Nie ma miejsca - blondyn odpowiada ze zwycięskim uśmiechem
-Pożałujesz - wzdycham
 -Ale się boję - prycha Nialler
Przez całą lekcję myślę o Niallu. Kiedyś, gdy chciał ze mną flirtować, myślałam że coś do mnie czuje. Ale potem się przekonałam, że on tak ma do wszystkich dziewczyn, które jakoś wyglądają. Nie chodzi o to, ze Niall mi się nie podoba. Podoba. Jest przystojny, ale... Ale jego zachowanie mnie przeraża...
Z myślenia wyrywa mnie dzwonek.
-I jak? O czym myślałaś całą lekcje? - pyta Lucy
-Ja? Nie, o niczym... Myślałam o tym co mówił pan - mówię
-Pani - poprawia mnie Tini
-A jaką mieliśmy lekcję? - dopytuje Lucy
-Em.. No...- nie wiem co powiedzieć
-Historia - wzdycha Tini
-No tak - odpowiadam i zapatruję się na Cody'iego.
-Halooo! Ziemia do Jennifer! - machają rękami przed moimi oczami dziewczyny
-Eeeeeee... Co? - odpowiadam pytaniem na pytanie
-Ktoś tu się zakochał - mówi Lucy
-Oooooooooo... Będzie nowa para! - dopowiada Martina
-Dajcie spokój... Ja... Sama nie wiem...












_____________________________________________________________________________


NO! TO PIERWSZY ROZDZIAŁ ZA NAMI! MAM NADZIEJĘ ŻE SIĘ PODOBA ;3
POZDRAWIAM
JUUULA <3