środa, 25 czerwca 2014

Rozdział #6

***PONIEDZIAŁEK***

Dziś poniedziałek. Dzień wycieczki na kemping. Jestem lekko poddenerwowana, ale mam nadzieję że będzie fajnie. Taktyka "przyjaźń z Horanem" idzie dosyć gładko. Co do Cody'iego, to... On dalej szuka prezentu dla tej "wyjątkowej dziewczyny".
-Mamoooo! Idę! - krzyknęłam stojąc obok drzwi wejściowych do domu, trzymając torbę z potrzebnymi rzeczami by "przetrwać" z bandą dzikich chłopaków w jednym, wielkim namiocie.
-Pa pa Jennifer. Trzymaj się. I pamiętaj, uważaj na kleszcze - przypomniała mi mama i ucałowała mnie w policzek.
-Dobrze, mamo. Pa pa - machnęłam ręką na dowidzenia i zniknęłam za drzwiami. Tęsknie za czasami, kiedy to dziewczyny były w grupie z dziewczynami, a chłopaki z chłopakami. Po kilku minutach byłam w szkole.
-Do szeregu!  - krzyknęła pani Blavelly. Stanęłam obok jakiegoś okularnika i Harry'ego. Pani odliczała, czy wszyscy uczniowie są.
-Wszyscy są! Do autokaru! - krzyknęła i ruszyliśmy z torbami za nią. Weszliśmy do autobusu i od razu zajęłam miejsce przy oknie. Obok położyłam torbę.
-Mogę? Nigdzie nie ma fajnych osób - zaśmiał się Louis.
-No pewnie - uśmiechnęłam się.
Dzięki Bogu Horan i Cody nie będą musieli siedzieć ze mną.
-O kurde! Tomlinson! - szturchnął Louisa Niall. Usiadł obok nas.
-Do jasnych kangórów! - obok Nialla usiadł Cody - nie ma miejsca!
Razem z Louisem wybuchneliśmy śmiechem.
-Dobrze wam tak - powiedział Lou.
-Hej dziewczyny! - zobaczyłam Lu i Tini.
-Hej - odpowiedziały, Lu ziewnęła i usiadły prawdopodobne na samym końcu.
-Tak... Nie było miejsca - przewróciłam oczami.  Po niedługim czasie wyjechaliśmy. Około 1.5 godzinnej jazdy i byliśmy na miejscu.
-Wstajemy lenie! Raz raz! - poganiała nas nauczycielka, gdy tylko się zatrzymaliśmy. Powoli wyszliśmy z autokaru i ustawiliśmy się w rządek.
-Zasady: gdy ogłaszamy ciszę nocną, nie nacie prawa odwiedzać się, w tym roku pozwoliłam sobie na zmieszanie chłopców z dziewczętami, więc oczekuję od was wzorowego zachowania. Jednym słowem... - mówiła pani Blavelly
-Zero sexu! - krzyknął Harry
-Tak - westchnęła pani.  Skąd my mamy takich głupków w szkole? Nie mam zielobego pojęcia - podzielcie się na grupy, takie jakie wcześniej ustaliliśmy, i rozstawcie namioty. Raz, dwa! Raz, dwa!
Ruszyłam w stronę mojej chłopięcej grupy.
-No to będzie się działo - odparł Zayn ze swoim cwaniackim uśmieszkiem. Wymierzyłam mu kuksańca w ramie.
-Chcę wam uświadomić, że jeśli któryś z was przekroczy mury mojej prywatnej świątyni, gorzko tego pożałuje. Zrozumiano? - powiedziałam i sięgnęłam po torbę z namiotem - proszę. Do roboty chłopcy - rzuciłam torbę do Nialla. Wyciąneli namiot i zaczeli czytać instrukcję. Sześciu chłopaków, przez pół godziny nie mogło poradzić sobie z rozstawieniem namiotu.
-Dajcie to! - wyrwałam im nasz 'dom" i zaczęłam go rozstawiać. Po 5 minutach namiot stał gotowy do uzytku.
-Nieźle, Jen! - pochwalił mnie Cody.
Weszłam jako pierwsza do namiotu i zajęłam miejsce w kącie. Rozłożyłam swoje rzeczy i wyszłam na świerze powietrze. Podeszłam do stanowiska Lu i Tini, które razem z Maccenzie, przeglądały nowy numer Avanteen.
-Jak tam? - zapytała mnie Tini
-Masakra. Oni nie potrawią nawet namiotu rozłożyć - westchnęłam. Lucy prychnęła.
-Nie martw się, mała - powiedziała nie odrywając wzroku od pisma. Zaraz, zaraz... Czy Lu ma różowe włosy?
-Co ty masz z włosami?! - zapytałam podchodząc do niej i dotykając jej różowe ômbre.
-Fajne, nie? - uśmiechnęła się.
-Tia... Super - odpowiedziałam bez entuzjazmu. Czym tu się podniecać? - Okey... To ja idę do chłopaków bo oni tam beze mnie zginął... - zaśmiałam się i poszłam do naszego namiotu. Weszłam do środka, a tam uderzyła w moje nozdrza woń wody kolońskiej.
-Louis! Coś ty zrobił! - krzyczał Niall
-Um... Sory - spojrzał chłopak na ziemię, gdzie leżała buteleczka po wodzie kolońskiej, a obok niej mała kałuża.
-Co tu się stało?! - warknęłam
-Ten debil wylał moje perfumy! - krzyknął Niall - oddwaj kase! - i skoczył na Louisa. Zaczeli się okładać.
-Przestańcie! - chciałam ich rozdzielić - PRZESTAŃCIE, BO JAL SIĘ NIE USPOKOICIE, TO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE! - krzyknęłam na co zareagowali. Louis miał siniec pod okiem, a Niallowi leciała krew z nosa - czy wyście zdurnieli?
Sięgnęłam po butelkę z wodą, wyciągnęłam mój idiotyczny t-shirt z napisem: BE HAPPY i rozerwałam kawałek. Zmoczyłam go i przyłożyłam Niallowi do głowy.
-Louis, tam jest rzeczka. Weźcie butelkę wody, wylejcie ją i wlejcie tą z rzeczki. Potem przyłóżcie ją temu kretynowi pod oko - poradziłam. Wszyscy łącznie z Lousiem poszli nad rzeczkę. Zostałam sama z Niallem.
-Co ty odwalasz, Horan? - warknęłam. Chłopak złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie tak, że wylądawałam na jego twardym torsie. Wytarł ręką krew, która kapała mu pod nosem, co wyglądało trochę komicznie.
-Uważaj - zachichotałam. Co? Co ja zrobiłam?
-Dla ciebie, wszystko - odparł, i przysunął moją głowę bliżej do jego. Zamknął oczy i musnął moje wargi. Zrobiłam to samo. Chłopak odebrał ten gest jako zachęta do kontynuacji, i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Moim pierwszym pocałunku. Zaraz, chwilkę... Mój pierwszy pocałunek?! Nie tak miał wyglądać! Powinien to być ktoś, komu na mnie zależy. A może Niallowi zależało na mnie?...



Nowy rozdział jest! Przepraszam za taki odstęp czasu. To z powodu braku weny i braku czasu. Mam nadzieję, że wam się spodobał ten rozdział. Życzę Wam miłych wakacji, i udanego wypiczynku!
Pozdrawiam
Juuula <3

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział #5

Ruszyliśmy w stronę sali gimnastycznej.
-Też nie mam stroju - powiedział blondyn. Lekko się do niego uśmiechnęłam i weszliśmy na salę gimnastyczną.
-Proszę pani, zgłaszam nieprzygotowanie do lekcji. Nie mam stroju - powiedziałam do pani Nicolson.
-Nie szkodzi! Dzisiaj mam dobry humor więc nie postawię ci minusa do dziennika - uśmiechnęła się do mnie wf - istka. Pierwszy raz widziałam ją w tak dobrym nastroju.
-Nie muszę jej mówić - zaśmiał się cicho Niall gdy wychodziliśmy z sali.
Poszliśmy na patio z tyłu szkoły. Usiedliśny na ławeczce.
-Wiem, po co to robisz - zaczął blondyn po chwili ciszy
-Um... Jaśniej? - podniosłam jedną brew
-Wiem, po co dałaś mi tą szansę - popatrzył na mnie
-Hej ludzie! - usłyszałam głos Cody'iego, który usiadł obok nas na ławce. Dzięki mu. Uratował mnie - nie przeszkadzam? - zapytał
-W sumie to miałem o czymś... - zaczął Niall
-W sumie to nie przeszkadzasz - popatrzyłam się na Horana, jakby to było oczywiste.
-No to fajnie. Słuchaj Horan, nie chcę nic mówić, ale chcę pogadać z Jen na osobności - zwrócił się chłopak do Nialla
-Okej. Powodzenia - machnął ręką Niall i odszedł.
-Słucham - powiedziałam z nutą obojętności w głosie
-Um... Robię niespodziankę dla pewnej wyjątkowej dziewczyny i chciałem się spytać, czy pomogłabyś mi w dobraniu prezentu itp. No bo w sumie... Ty jesteś dziewczyną - uśmiechnął się do mnie.
Byłam na niego zła. Zła za to, że prosi mnie o takie rzeczy. Ale z drugiej strony, ta złość mijała, kiedy on tylko się uśkiechnął, powiedział coś do mnie tym swoim australijskim akcentem. Wspominałam że on jest z Australii?
-No to jak? - zapytał gdy zobaczył że o czymś rozmyślam.
-Nie wiem czy powinieneś mnie prosić o takie rzeczy  - odpowiedziałam
-No proszę.
-Nie.
-Jeeeen.
-Nie.
-Błagam cię Jennifer!
-No... Dobra! Niech ci będzie - westchnęłam.
-Super! Przyjdziesz do mnie po lekcjach?
-Okej...
-Jesteś wspaniała! - krzyknął.
Co mi tam. Przynajmniej dowiem się czegoś o tej "wyjątkowej dziewczynie".
-Dobra idę. Do zobaczenia - wstałam i poszłam tam, gdzie wcześniej poszedł Niall.
Minęło dopiero 15 minut lekcji. Poszłam do szatni, do swojej szatni. Przejrzałam się w lusterku i zobaczyłam że mój makijaż wygląda okropnie. Sięgnęłam po kosmetyczkę i zaczęłam poprawiać mój lekki, mało istotny makijaż. Moja mama mówi że jestem piękna bez makijażu. Może to prawda, ale przecież nie jestem tapeciarą. Przez te 20 minut które mi pozostały, przyglądałam się jak Lucy i Tini grają w piłkę ręczną. Na przerwie złapałam dziewczyny i opowiedziałam im, o co poprosił mnie Cody.
-Nie no! Co za tupet! - powiedziała obużona Lucy po tym, jak opowiedziałam dziewczynom o mojej sytuacji.
-Nie martw się mała. Pokaż, że ci nie zależy - poklepała mnie po ramieniu Martina.
-Łatwo ci mówić - westchnęłam. Ale Tini miała rację. Nie mogę pokazać że mi zależy.
***PO LEKCJACH***
-No to co...? Idziemy? - zapytał mnie Cody kiedy wychodziłam ze szkoły
-Tak - odpowiedziałam zakładając okulary przeciw słoneczne.
Ruszyliśmy w stronę domu Cody'iego. Gdy tam dotarliśmy, zobaczyłam że jego dom z zewnątrz zbyt wiele nie różni się od mojego.
-Zapraszam - otworzył drzwi Cody.
Gdy weszłam do holu, od razu poczułam zapach spaghetti.
-Wejdź dalej - powiedział Cody. Weszliśmy do kuchni. Tam stała rozpromirniona kobieta - cześć mamo! - zawołał Cody i dał jej buziaka w policzek - spaggetti?
-Cześć kochanie. Tak, spaghetti - odpowiedziała z uśmiechem kobieta
-Mamo, to jest Jennifer. Jennifer, to jest moja mama - Elizabeth.
-Dzień dobry - przywitałam gospodynię domu
-Witaj Jennifer. Ojj jak chciałam cię poznać! Cody tyle o tobie opowiadał!
-Mamo... - zaczerwienił się chłopak
-Zapewne mówił o swojej dziewczynie - Gigi - uśmiechnęłam się
-Um... Jen musimy iść - powiedział zakłopotany
-Gigi? Haha - zaśmiała się kobieta - Gigi to jego kuzynka!
-Kuzynka? - patrzę z wielkim ździwieniem na Cody'iego - mówiłeś, że to twoja dziewczyna!
-Musiałaś się przesłyszeć. Chodźmy bo nie mamy zbyt wiele czasu - pociągnął mnie za rękę po kręconych schodach na górę.
-Powiesz mi, o co chodzi? - warknęłam
-Dowiesz się w swoim czasie - odpowiedział  staneliśmy przed drzwiami. Cody otworzył je, i weszłam do środka. Wystruj pokoju bardzo do niego pasował.
Jedna ściana była wytapetowana w palmy na niebieskim tle, druga była w fale. Dwie pozostałe miały niebieski kolor. Podwójne łóżko stało na środku pokoju. Przed nim stała szafka na kształt desek surfingowych. W pokoju panował półmrok. Na czwartej ścianie wisiała deska surfingowa. Obok niej na półkach widniały różne puchary, medale i dyplomy. Podeszłam do deski i przejechałam po niej palcami.
-Moja pierwsza deska - powiedział Cody.
-Musisz tęsknić za swoim krajem - odwróciłam się od niego.
-Tak trochę.
-Zawsze chciałam się nauczyć surfować.
-Mogę cię kiedyś nauczyć - posłał mi swój uśmiech - pokażę ci piosenkę którą napisałem dla tej dziewczyny. Powiesz mi, czy ci się podoba, okej?
-Dobra - usiadłam obok niego na łóżku. Cody złapał swoją gitarę i zaczął śpiewać i grać:
And I said - Hey there! Pretty blue eyes, what you're doing later tonight? Would you mind if I'd spend time with you?
And I said - Hey there! Pretty blue eyes, what you're doing later tonight? Would you mind if I'd spend time with you? *
////////////////////////////////////////////
I powiedziałem - Hej tam! Ładne niebieski oczy, co robicie puźniej dzisiaj? Nie przeszkodziłoby gdybym spędził z wami czas?
////////////////////////////////////////////

-I jak? - zapytał
-WoW... To było... WoW - zamurowało mnie. Co jak co, ale głos to on ma świetny.
-Czyli podoba ci się?
-I to jak!
Zaraz, zaraz... Ta piosenka jest o NIEBIESKICH oczach... Ja mam NIEBIESKIE oczy... Ale to przecież nic nieznaczy.
-Cieszę się. A teraz powiedz mi, jaki jest według ciebie dobry prezent dla dziewczyny? Co ty byś chciała dostać?
-Ja...? Chciałabym dostać nowe buty do tańca towarzyskiego albo... mikrofon ze statywem.
-Tańczysz?
-Ćwiczę.
-Śpiewasz?
-Tak... jakby...
-Zaśpiewaj ze mną.
Zaczął grać tą piosenkę Pretty Blue Eyes.
Po chwili znałam już tekst. Już wiedziałam jak to jest na tych filmach, gdzie bohaterowie, choć oboje dobrze nieznają piosenki, śpiewają ją bardzo dobrze z pamięci. To jakieś silne, magiczne uczucie nimi kieruje...


Hello hello moje drogie! Rodział po miesiącu ale wiecie jak to bywa w takim momencie... NAUKA NAUKA NAUKA! Muszę mieć średnią 5.0 więc tak wychodzi... Mam nadzieję, że rodział się podoba!
Pozdrawiam
Juuula <3